Basiu…
Przemierzam myślami linijki Twojego ostatniego listu…
Tyle emocjonalnych kontekstów, słów, uczuć.
Nasze życia splata jedna historia, od której zaczęłyśmy wspólną wędrówkę.
Ewoluuje ona w różnych kierunkach i wraca do punktu wyjścia.
Już Ci kiedyś wspominałam, że nasze miejsca na warszawskiej mapie niestety nie istnieją.
Zostały tylko wspomnienia jakże żywe za każdym razem, kiedy jestem w pobliżu.
Park w Królikarni, gdzie w ciepły czas postanowiłyśmy zgłębiać tajniki psychologii to jedyne co trwa.
Zresztą nieudany to był wybór, bo otaczające nas okoliczności przyrody nie pozwoliły nam na sukces.
Pamiętasz?
Wszystko zmienił czas.
Jesteśmy sentymentalne, prawda?
Ale idą za tym niesamowite zdarzenia, których byłyśmy bohaterkami.
Pomyśl, że nigdy już się nie powtórzą.
Kiedy piszesz mi, jak jest teraz, mam wrażenie, że kalkujesz moje stany świadomości.
Bo obie notujemy nieuchronność przemijania tak samo.
Cieszę się, że piszemy o tym do siebie bez barier.
I wędrujemy dalej akceptując lub nie nasze wybory, postanowienia lub też ich brak.
Cieszę się najbardziej z tego, że nieustannie jesteś i mogę do Ciebie pisać lub nie…
Jak mi w duszy zagra.
I że nie wymagasz ode mnie systematyczności i powtarzalności.
A ja potrafię odwzajemnić się tym samym.
Dzięki temu nigdy nie wpadłyśmy w rutynę i nasze relacje są zawsze tak samo młode.
Wiem też Basiu, że jesteś jedną z niewielu osób, do której warto pisać listy.
Ciepło Cię…
A.
P. S. Wspaniale byłoby usiąść z Tobą przy herbacie lub kawie i cantuccini…
Cantuccini
200g blanszowanych migdałów
2 jajka wiejskie
100 g cukru
400 g mąki
szczypta soli
1 łyżeczka proszku do pieczenia
skórka otarta z niewoskowanej cytryny
Piekarnik rozgrzewamy do temp. 190 st.C góra – dół.
Blachę wykładamy papierem do pieczenia.
Mąkę, sól i proszek do pieczenia przesiewamy do miski.
Jajka ubijamy z cukrem i otartą skórką cytryny. Cały czas ucierając, dosypujemy mąkę.
Dodajemy blanszowane migdały i masę mieszamy łyżką.
Ciasto dzielimy na 4 kawałki. Dłonie oprószamy mąką i formujemy cztery wałki.
Układamy je na blasze. Pieczemy ok. 20 min.
Wyjmujemy z piekarnika, studzimy ok. 10 minut i bardzo ostrym nożem kroimy na paski szerokości 1-1,5 cm.
Układamy cantuccini ponownie na blasze. Dopiekamy jeszcze ok. 7 minut z obu stron, aż się zezłocą.
Przechowujemy je w zamkniętej puszce.
Ciekawa slodkosc 😉
Aniu,
te włoskie ciasteczka do chrupania są i ciekawe i pyszne!
A właśnie wczoraj myślałam o tych ciachach, bo idealny na nie czas 🙂 Pychotka!
Kamila,
ja też myślałam o nich i zrobiłam!
Pozdrowienia.
Lubię bardzo. Często robię, są takie proste, ze aż miło 🙂
Jswm,
w prostocie siła!
Piękny list, bardzo nostalgiczny. Ciastka w sam raz na osłodę. Też lubię je piec, ale nawet nie pamiętam kiedy ostatnio to robiłam.
Agnieszko,
dziękuję.
Cantuccini to bardzo wdzięczny słodki temat i pasują do każdej sytuacji.
Też tak myślę 🙂
Agnieszko,
do dzieła!
Przepis zapisuję, bo napróbowałam się znów tym razem cantuccini, grissini i innych chrupiących kawałków, ale sama jeszcze nie robiłam.Bardzo zachęcająco u Ciebie , Aniu, “smakują” zdjęcia.:)
Bożenko,
ja też zawsze smakuję włoskie smakołyki W Italii, ale zrobić je samemu to już wyższa przyjemność.
Dziękuję!
Mam do nich ogromną słabość i chyba powinnam stąd szybko znikać, żeby nie przyszło mi do głowy ich zrobienie;-) Inaczej jestem zgubiona;-)
Marzena,
a co tam, rób!
Pozdrawiam Cię.
Amber, cudowne! pochrupałabym do pysznej kawki…
Wiewiórko,
dziękuję.
To najprostsze chrupanki i jakie pyszne!
Aniu dostać taki list to coś najpiękniejszego …. a jeszcze te cantuccini …. nasze uzależnienie:)
Jolu,
dziękuję za miłe słowo…
Widzę, że i u Was cantuccini są na topie!
Dawno nie jadłam cantuccini, właśnie to sobie uświadomiłam, aż zatęskniło mi się za ich smakiem 🙂 pozdrawiam serdecznie
Małgosiu,
dobrze jest zrobić cantucci i cieszyć się tym niezwykłym zjawiskiem chrupkiego ciasteczka.
Pozdrowienia!
Robiłem kiedyś wersję piernikową, cudowna! 😀
Sosna,
ja też robiłam różne.
Ale najbardziej odpowiadają mi takie lekkie smaki.
Narobiłaś mi na nie ochoty 🙂
Natalia,
to mnie cieszy.
uwielbiam
Częstuj się Alu.
Jak pięknie i poetycko! 🙂 Chętnie usiadłabym przy kawie i cantuccini i posłuchała dalszego ciągu opowieści …… 🙂
Amanado,
zapraszam.
Cantuccini się częstuj!
Cantuccini polubiłam od pierwszego kęsa, dawno nie jadłam, już tęsknię za ich smakiem 🙂
Ewo,
tak łatwo je zrobić w ulubionym smaku…
zawsze kupuję je w hurowej ilości kiedy jestem w Mediolanie! Kocham!
Marcela,
w Mediolanie na pewno są pyszne, ale ja wolę własne…
Robiłam raz, smakowały doskonale! Muszę to powtórzyć 😀
Łucjo,
koniecznie!
Bardzo lubię i bardzo dawno nie robiłam. Moze czas to zmienić 🙂
Tofko, może tak…
Cudne 🙂
Dziękuję Kolizje Smaków!
Usiąść przy filiżance dobrej herbaty i takich cantuccini, jeszcze w towarzystwie prawdziwej Przyjaciółki… Marzenie 🙂
Gin,
marzenia naprawdę się spełniają.
Dziękuję!
Piękny list i przepyszne cantuccini. Nie pamiętam, kiedy ostatnio je piekłam…
Magda,
dziękuję.
Cantuccini to takie ,zjawisko’, które musisz zrealizować.
Prędzej czy później.
Kiedyś je muszę zrobić, zawsze nieco mnie zatrważa to ponowne wyjmowanie i ponowne zapiekanie. Tym jednak, co mnie przekonuje jest stosunkowa łatwość w wykonaniu ciasta… szala przechyla się na TAAAK za sprawą Twoich fotek przesmacznych Droga Amber!
Aga, dlaczego ponowne zapiekanie Cię zatrważa?
To bardzo proste.
A tak powstają cantuccini.
Są wspaniałe i warto je upiec.
Dziękuję.
…bo oznacza to, ze piekąc muszę być maksymalnie skupiona, by w odpowiednim momencie je wyjąć i ponownie włożyć do piecyka, wypieki nie tolerują najmniejszych błędów. Poczekam na przypływ cierpliwości i upiekę. Będę ich dzielnie doglądać z zegarkiem w ręku.
Aga,
ale to doglądanie nie trwa nawet 10 minut, więc jaki to problem?
10 minut cierpliwości to świetne ćwiczenie.
Przecież praktykujesz yogę…
Cantuccini to ciastka od których niestety jestem uzależniona 😉 Zjem każdą ilość <3 <3 <3
Skoraku, smacznego w takim razie!
Świetny przepis! Nie mogę się doczekać, aby spróbować to zrobić dla mojego partnera … Dziękuję bardzo
Kizi Mizi,
bardzo polecam! Będzie pysznie.