Ramen wegetariański. Zupa mocy!

 

Jesień rozsiewa wirusy na prawo i lewo. I nigdy nie udaje mi się przed nimi schować.
Już tak mam…, a łykanie dużych dawek witaminy C, homeopatia i różne domowe mikstury po prostu na mnie nie działają.
Muszę zatem z wirusem się zaprzyjaźnić i przetrzymać go przez kilka dni.
Chowam się w domu i mam dużo czasu na różne zaległe zajęcia. Przynajmniej taki pożytek.
Porządkuję rzeczy w garderobie, robię remanent w kuchennych szafkach, prasuję i czytam…
Wręczam J. listę zakupów i rozpisuję mapę sklepów. Potem cierpliwie czekam i przystępuję do dzieła.
Gotuję zupę mocy!

 

 

Ramen wegetariański
2 płaty wodorostów wakame
1 łyżka oleju sezamowego
3 ząbki wędzonego czosnku
kawałek imbiru – 3 cm
1 średnia żółta cebula
2 l wody źródlanej
2 łyżki sosu sojowego
2 łyżki sosu rybnego
1 łyżka dashi
5-6 suszonych shitake
garść świeżych grzybów enoki
1 łyżka żółtej pasty miso
200 g świeżego makaronu ramen

do podania
2 łyżki posiekanego szczypioru
200 g tofu – świeże ze sklepu koreańskiego ( nigdy nie kupuję w zwykłych sklepach!)
200 g kimchi – świeże ze sklepu koreańskiego

W garnku na oleju sezamowym zrumieniamy rozgnieciony czosnek – razem z łupiną, pokrojony imbir i cebulę. Wlewamy wodę, dodajemy shitake, wakame, sos sojowy, rybny i dashi. Gotujemy na małym ogniu, pod częściowym przykryciem ok. 2 godziny.
W tym czasie przygotowujemy dodatki. Siekamy szczypior, kroimy tofu.
Wywar przecedzamy przez sito do drugiego garnka i podgrzewamy. Dodajemy mirin, miso, ewentualnie sos rybny i olej sezamowy.
W osobnym garnku doprowadzamy do wrzenia 1 litr wody i wkładamy makaron na ok. 2 minuty. Odcedzamy na sicie i rozkładamy do misek. Dodajemy shitake, enoki, kimchi, tofu i rozlewamy bulion. Posypujemy szczypiorem i od razu podajemy.

Przepiórki pieczone faszerowane farro i opieńkami. Byle…

 

Coraz więcej mgły, coraz mniej światła…Poranki szare i wilgotne, a dzień bez zapalonej lampy nie istnieje.
Potrzebuję coraz więcej kawy, zwiększam tempo aktywności.
Im szybciej wszystko robię, im więcej mam zajęć, tym szybciej mija brzydki dzień.
Tłumaczę sobie, że tym samym zbliżam się do końca jesieni…
Potem przeskoczę szybko zimę i witaj życie!
Byle nie ulegać dekadencji i melancholii, byle nie poddawać się nihilistycznym nastrojom.
Ruszać się, szybko biec przez dzień, oswajać rzeczywistość pozytywnie!

 

 

Przepiórki pieczone faszerowane farro i opieńkami
2 świeże przepiórki
100 g farro ( lub ulubionej kaszy)
300 g opieniek
1 łyżka liści szałwii
1 ząbek czosnku
1 szalotka
1 łyżka posiekanej natki pietruszki i szałwii
sól i pieprz do smaku
3 łyżki klarowanego masła
2 łyżki zwykłego masła
50 ml białego wina

Farro płuczemy na sicie i zalewamy wodą. Odstawiamy do namoczenia do następnego dnia.
Przepiórki myjemy, osuszamy. W środku i na zewnątrz posypujemy je solą i pieprzem. Polewamy winem, przykrywamy i wstawiamy na noc do lodówki.
W dniu pieczenia farro odsączamy na sicie, zalewamy wodą i gotujemy all dente. Zostawiamy do odcieknięcia na sicie.
Przepiórki wyjmujemy z lodówki. Piekarnik nagrzewamy do 170 st. C.
Opieńki czyścimy i odkładamy 100 g, które przeznaczamy na farsz. na patelni umieszczamy łyżkę masła, dodajemy posiekany czosnek i szalotkę. Blanszujemy je i odkładamy do miseczki. Na kolejnej łyżce masła podsmażamy posiekane opieńki (100 g), dodajemy natkę pietruszki, szalotkę, czosnek i farro. Mieszamy i farszem napełniamy przepiórki. Wykałaczką zamykamy otwory w ptakach, a sznurkiem związujemy korpusy i nóżki. Układamy na patelni, dodajemy kolejną łyżkę klarowanego masła i obsmażamy na rumiano ze wszystkich stron. Układamy w naczyniu do pieczenia, polewamy winem z marynaty i układamy na każdym ptaku po 1 łyżce zwykłego masła. Przykrywamy i wstawiamy do piekarnika. Po 30 minutach polewamy przepiórki wytworzonym sosem, dokładamy resztę opieniek, liście szałwii i zwiększamy grzanie do 180 st.C. Pieczemy bez przykrycia jeszcze 20 minut.
Na półmisek wykładamy opieńki i przepiórki. Polewamy sosem z pieczenia. Podajemy z bagietką i ulubionym winem.