MaeJakGwa.매작 과. Faworki z Korei

 

Czekając na Koleżanki w koreańskiej restauracji Onggi na Moliera (bardzo polecam), wpadła mi w ręce książka Magdy Tomaszewskiej- Bolałek Tradycje kulinarne Korei. Zamówiłam zieloną herbatę z ryżem i zabrałam się za przeglądanie książki. Lektura bardzo ciekawa…Prawie na końcu natknęłam sie na wzmiankę o popularnych koreańskich ciasteczkach maejakgwa.
Bradzo mi się spodobały, są podobne do europejskich faworków. I zaczęłam szukać w ‘sieci’.
Przepisy wyskakiwały bardzo raźnie. Zrobiłam je szybko ciekawa smaku. Zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie.
Podane z dobrą zieloną herbatą są idealnym deserem. W polskim karnawale odnajdują się w sam raz.
Częstujcie się proszę!

 

 

MaeJakGwa.매작 과
oryginalny przepis – klik!

ciasto
2 szklanki mąki pszennej
1 1/2 łyżki cukru
1/8 łyżeczki soli
1 łyżka startego imbiru
1/2 szklanki wody

Mąkę i sól przesiać do miski. Dodać cukier. Do drugiej miski wlać wodę i dodać imbir. Wymieszać i przelać przez sito do mąki. Wyrobić gładkie ciasto. Owinąć je folią spożywczą i zostawić na 30 minut. Rozwałkować cienko na prostokąt o grubości 2 mm i wykrawać równe pasy, które kroić na paski 2×6 cm. Na każdym pasku ciasta zrobić trzy nacięcia – jedno dłuższe i dwa krótsze. Przeciagnąć jeden koniec ciasta przez środkowe, najdłuższe nacięcie i uformować ciastko. Gotowe ciastka przykryć ściereczką, aby nie wysychały.

syrop
1/2 szklanki cukru
1/2 szklanki wody
1 łyzeczka cynamonu w proszku

Do garnka wlać wodę i wsypać cukier. Gotować 20 minut na małym ogniu. Syrop powinien odparować o połowę.
Wyłączyć grzanie i dodać cynamon. Wymieszać i przykryć.

Pinie lub sezam do posypania ciastek.
Olej ryżowy do smażenia.

W dużym garnku rozgrzać olej. Zrobić test- wrzucić skrawek ciasta. Jeżeli od razu wypłynie, olej jest gotowy. Na gorący olej wrzucać partiami ciastka i smażyć chwilę. Wyjmować na papier kuchenny, a następnie wkładać do syropu i układać je na półmisku. Posypywać pokruszonymi piniami lub sezamem.

Uwaga! zamiast syropu wykorzystałam miód, który lekko rozpuściłam na malutkim ogniu.

Naleśniki z palonym masłem. I konfiturą. Śniadanie na zimową szarość…

 

 

Szara, bezbarwna zima ciągnie się dla mnie jak guma…
Łapię okruchy światła i trzymam je mocno, żeby nie utonąć w mroku.
Dzień znika szybko i ważne jest, aby wykorzystać go do cna.
Jest coś przytłaczającego w tej zimowej szarości, choć sam kolor lubię.
Może to tęsknota za kolorem, może zachłanność na słoneczny blask…
Pociechą staje się wszystko co odwraca od szarości uwagę.
Kilka stron fantastycznej książki. Słowa piosenki.
Kieliszek wina. Rozmowa z Przyjaciółką. Śmiech dzieci. Ulubiony film.
Pyszne śniadanie we dwoje lub we czworo…

 

 

 

 

Naleśniki z palonym masłem
przepis z książki Fanny Zanotti Paris pastry club

palone masło
100 g dobrego masła (użyłam ekologiczne)

W rondelku z grubym dnem topimy wolno masło. Mieszamy i trzymamy na płycie aż osiagnie lekko brązowy kolor. Należy uważać, aby się nie przypaliło. Masło zlewamy od razu do miseczki. Powstały na dnie osad zostawiamy.

naleśniki
500 g tłustego mleka (użyłam 3,8%)
2 jajka
2 żółtka
200 g mąki pszennej (użyłam włoską do słodkich wypieków)
1 laski wanilii
70 g cukru pudru
70 g palonego masła (ostudzonego)

Z laski wanilii wyjmujemy ziarenka. Trzepaczką (lub mikserem) ubijamy mleko, jajka i wanilię. Dodajemy przesianą mąkę i cukier puder, mieszamy. Dodajemy palone masło i mieszamy, aż powstanie jednolita masa. Ciasto przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy na minimum 30 minut do lodówki.
Smażymy cienkie naleśniki na rozgrzanej patelni z nieprzywierającym dnem po 2-3 minuty z każdej strony (patelni nie trzeba dodatkowo smarować, ponieważ ciasto zawiera sporo masła).
Podajemy je z ulubionymi dodatkami; konfiturą, owocami, słodkim pesto.
Nam fantastycznie smakowały z morelową konfiturą.