Rzodkiewki w winie. Sezonowo od A do M

Rzodkiewki kocham od zawsze, a jako dziewczę małe uwielbiałam jeść je prosto z grządki. Jak każdy pewnie… Dopiero co wyrwane z ziemi i opłukane pod strumieniem z pompy dziadkowej konstrukcji.
Ostre i szczypiące, ale cudownie pyszne.
Były długo wyczekiwanymi nowalijkami po zimie skąpej w zieloności.
Kromki chleba z masłem pokryte ślicznymi plasterkami rzodkiewek i posypane kamienną solą. Albo twarożek od wiejskiej gospodyni z rzodkiewkami i szczypiorkiem, czyli cebulką siedmiolatką.
Zupa z naci rzodkiewkowej mojej babuni…
To moje najulubieńsze rzodkiewkowe wspomnienia!
Dzisiaj rzodkiewki na dwie kuchnie – w Konwaliowej i u mnie.

 

Rzodkiewki w winie

białym
1/2 szklanki białego wytrawnego wina
1/3 szklanki domowego octu jabłkowego
1 łyżeczka soli morskiej
1 łyżeczka cukru trzcinowego
1 ząbek czosnku
1 plasterek imbiru

czerwonym
1/2 szklanki czerwonego wytrawnego wina
1/3 wody
1 łyżeczka soli morskiej
1 łyżeczka miodu
1 ząbek czosnku

Rzodkiewki płuczemy i osuszamy. Odkrawamy listki i układamy je w wyparzonym słoiku. Do garnka wlewamy wino i dodajemy pozostałe składniki. Doprowadzamy do wrzenia, lekko studzimy i zalewamy rzodkiewki. Zamykamy szczelnie słoiki i wstawiamy do lodówki. Najlepsze są po kilku dniach – chrupiące i aromatyczne, potem stają się coraz bardziej miękkie. Wykorzystujemy je do sałatek, warzywnych rollsów, na kanapki.

 

Słoik Marka. Kuchnia z miłością

 

Basia zjechała zimą do Warszawy. Zeszłyśmy pół miasta, wspominając nasze studenckie czasy.
Miasto zmieniło się bardzo od tamtych szalonych lat. Zaszłyśmy to tu, to tam.
Na koniec wyjęła Basia dwa słoiki Marka. Kusząco wyglądające mięsko, połączone rozkoszną galaretką.
Nie omieszkałam spróbować zaraz po powrocie do domu i polubiliśmy tę konserwę wszystkimi kubkami smakowymi.
Kuchnia z miłością. Tylko takie miano powinny nosić Markowe dzieła.
Doprecyzowane, z dobrymi składnikami, bez zbędnych polepszaczy. Wiem, że przechodzą czas prób i błędów, zanim dotrą na gościnne degustacje. Wszystko musi do siebie pasować. Taka karma Marka.
Nadszedł wreszcie czas mojego odtworzenia tychże słoikowych rozkoszy.
I przyszła wiadomość od Marka: – jest to przepis sprawdzony przeze mnie….. pochodzi z różnych przepisów znalezionych w internecie, tak samo jak i zdjęcia są zapożyczone/…..pozdrawiamy Marek i Basia.
PS. Ponieważ ja nie stosuję żelatyny, to trzeba raczej trzymać słoiki w lodówce albo w innym chłodnym miejscu…jak uda mi się zrobić z mięsem z golonki albo z ‘nóżkami’ to się pochwalę !

 

 

Słoik Marka
– karkówka tłusta +łopatka /szynka/tłusta………… pół na pół ( w sumie przygotowałam 2 kg karkówki i łopatki pól na pół rasy puławska)
– sól kamienna + peklosól 12-15 g/kg ………………..ja daję pół na pół
– pieprz czarny-mielony, listek laurowy, ziele angielskie i co tam lubisz /może być np trochę Vegety…ja nie daję ( ja też nie daję Vegety. Dodałam mieszankę przypraw i ziół, które roztarłam w moździerzu: owoc jałowca, kolendra, pieprz, ziele angielskie, liść laurowy, majeranek, cząber, rozmaryn i tymianek)
– czosnek roztarty w ilości wg. gustu, ja dawałem ok. 1/2 ząbka na kg ( dałam 2 ząbki)
– słoiki Twist lub weki, najlepiej o prostych ściankach
-można dać trochę żelatyny, ja nie daję ( nie dałam)

Mięso wieczorem kroimy w kostkę 2×2, 3×3 cm i dodajemy sól i przyprawy, wszystko mieszamy. Następnie do lodówki, gdzie 24 godziny peklujemy na sucho. Następnego dnia przygotowujemy słoiki : napełniamy mięsem do wysokości 1 cm poniżej /można lekko ubić/, wkładamy słoiki do gęsiarki /najlepiej wyłożyć dno szmatką lub starym ręcznikiem/ z wodą tak, aby woda sięgała ok. 1 cm poniżej krawędzi słoika. Podnosimy temp. do momentu, aż zacznie bulgotać i utrzymując taki stan gotujemy 120 min. Następnie odstawiamy gęsiarkę ze słoikami w chłodne miejsce do wystudzenia. Następnego dnia ponawiamy zabieg, ale gotujemy słoiki 60 minut i dnia trzeciego możemy jeszcze pogotować 30 min……..ja gotuję tylko dwa razy. Tak przygotowane konserwy można przechowywać kilka miesięcy.