Nie pamiętamy już dokładnie,kiedy spotkałyśmy się w wirtualnej przestrzeni po raz pierwszy.Ale od początku czułyśmy,że znajdziemy ze sobą wiele wspólnych tematów.
Być może to kwestia wirtualnej intuicji, a może po prostu nasze drogi miały się zejść właśnie w tym miejscu.
Jak się wkrótce okazało,obydwie dopiero co założyłyśmy blogi i uczyłyśmy się poruszać w nowym dla nas świecie.
Nasza znajomość szybko wyszła poza ramy komentarzy i nie jeden wieczór spędziłyśmy na rozmowach.
Od początku ze zdziwieniem odkrywałyśmy,że łączy nas zaskakująco wiele – począwszy od imion,przez identyczne drobiazgi kuchenne i meble, po te same smaki, a nawet dania robione w tym samym czasie bez wcześniejszego uzgadniania.
Tych wspólnych spraw nazbierało się naprawdę sporo.I choć jak dotąd znamy jedynie nasze głosy,postanowiłyśmy,że będziemy spotykać się też w kuchni.Każda w swojej,ale przy wspólnym gotowaniu.
Znamy oczywiście i podziwiamy wiele wspólnych akcji kulinarnych,jakie prowadzone są na innych ,cenionych przez nas blogach i nie jest naszym zamiarem kopiowanie tych wspaniałych pomysłów.
Dzieli nas odległość nie pozwalająca na regularne odwiedziny w naszych kuchniach,dlatego chcemy od czasu do czasu choć wirtualnie stanąć czasem razem w kuchni i wspólnie pogotować.Chodzi o czysta przyjemność, jaką jest dla nas tworzenie i próbowanie nowych smaków.
TU i TAM.Tak nazwałyśmy nasz wspólny pomysł.Będziemy o nim pisać TU i TAM,czyli na naszych blogach – u Amber w Kuchennymi Drzwiami i u Anny-Marii w Kucharni.
Będzie nam też niezmiernie miło,jeżeli któregoś dnia do naszych kuchni zapuka kolejna kucharka lub kucharz.
Zapraszamy! Drzwi do naszych kuchni są zawsze otwarte.
Nigdy wcześniej nie widziałam tego dania.Znałam je jedynie z rozmów z Anną-Marią,która je wybrała na inaugurację wspólnego gotowania.Ale wyobrażałam sobie,że musi pochodzić z okolic śródziemnomorskich i przypominać dolmades. Czułam te smaki,składniki same układały się w jedną całość.Okazało się,że wizja była trafiona.Efekt mnie zachwycił – smaki połączyły się harmonijnie i dostarczyły ciekawych kulinarnych doznań i emocji.
Od początku zakładałyśmy,że gotujemy te same dania,ale z własną wizją, z indywidualnym podejściem do dodatków aż po podanie.I to jest bardzo inspirujące, bo gotując to samo, tworzymy coś nowego.
A oto moja propozycja:
Gołąbki w liściach botwiny
Potrzebne są duże,ładne liście botwiny, dobrze wymyte.
Nadzienie I:
feta grecka
ryż parboiled ugotowany al dente
suszone pomidory z zalewy oliwnej
świeże listki lubczyka
czerwony pieprz
oliwa z pomidorów
Do miski kruszę fetę,rozgniatam widelcem,dodaję ryż, pokrojone suszone pomidory,posiekany lubczyk i czerwony pieprz.Dolewam oliwę z zalewy od pomidorów,żeby składniki się połączyły.Mieszam.
Nadzienie II:
feta grecka
szpinak baby
pieprz cytrynowy
szalotka, dwa ząbki czosnku
oliwa z oliwek
Na oliwie szklę pokrojoną szalotkę i czosnek,wrzucam opłukany i wysuszony szpinak.Blanszuję dopóki powstały płyn się zredukuje.Dodaję do miski z rozdrobnioną fetą.Mieszam.Dosmaczam cytrynowym pieprzem.
Liście botwiny przelewam gorącą wodą na durszlaku.Wykładam na blat i zawijam w nie nadzienie.Gołąbki układam na wkładce do gotowania na parze.Do szybkowara wlewam szklankę warzywnego rosołu i kieliszek wina.Wkładam gołąbki i paruję 3 minuty.
Sos cytrynowy:
kubeczek śmietanki kremówki 30%
żółtko
kieliszek białego wina
sok z połowy cytryny i otarta skórka
pieprz cytrynowy,sól
Śmietankę wylewam do garnuszka.Stawiam na średnim ogniu i gotuję wolno,dodaję wino.Redukuję ilość płynu aż sos zacznie gęstnieć.Dodaję sól i pieprz.Mieszam.Dodaję skórkę z cytryny,zagotowuję.Dokładam żółtko i wszystko szybko mieszam na małym ogniu.Odstawiam z ognia i dolewam sok cytrynowy.Mieszam.Przykrywam pokrywką,żeby nie powstał kożuch.Sos jest gęsty,pachnący cytryną i winem.Przelewam go do sosjerki.Częścią sosu polewam gołąbki.
I już nie mogę się doczekać,kiedy zajrzę do Kucharni.
Mam tremę…